Wreszcie dotarła do mnie mieszanka strączkowa, którą jakiś czas temu zakupiłem przez internet, a która chyba okrążyła ziemię, zanim trafiła pod strzechę mojego domu.
Jaki skarb znalazłem w wielkiej żółtej sakiewce, przewiązanej zieloną wstążką?
Peluszkę, wykę, łubin, żyto, gorczycę, bobik, rzepak:
Miała być jeszcze facelia, ale przebrałem korzec i nie znalazłem.
Tyle pięknych roślin zaklętych w ziarnach.
Uwolnione przez słońce i deszcz „rzucą się do istnienia” i rozkwitu.
Ćwiczenie z metafizyki Arystotelesa, przejście z potencji w akt.
Rośliny przeznaczę na zielony nawóz.
Wyrosną i zostaną – poetycko i zarazem fachowo mówiąc – przyorane; a mówiąc wprost: zostaną zaorane i posiekane.
Co ważne, zielony nawóz zostanie przyorany jeszcze przed wejściem w fazę kwitnienia lub na samym jej początku. Wtedy właśnie nazwóz będzie najbardziej wartościowy. Rośliny bowiem, które wytworzyły nasiona, zasilają je minerałami, które pobierają z liści, jednocześnie zubażając zielony nawóz. Ponadto, grube, twarde łodygi przerośniętych roślin dłużej rozkładają się w ziemi.
Zielony nawóz jest cenny dla gleby i winorośli, ponieważ:
- sprzyja rozwojowi mikroorganizmów;
- jest źródłem azotu;
- chroni ziemię przed wysuszeniem i zarazem nadmierną wilgocią;
- spulchnia glebę;
- daje opór chwastom (Winorośl nie lubi chwastów, aczkolwiek sam wiele z nich lubię. Ostatecznie, to ludzie arbitralnie uznali, co jest chwastem, a co nim nie jest).
Dzisiaj, mimo deszczu i błota, zasiałem ziarno:
Księga Rodzaju: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (I, 31).