Po trzech miesiącach od posiania ziarna (Zielony nawóz), pole zazieleniło się soczyście i zapachniało.
Ni to łąka, ni ogród warzywny; trochę jedno i drugie:
Wyżej rosnące rośliny wybujały na wysokość moich kolan (55 cm); co oznacza, że przyszedł czas na kolejny etap pracy.
Zamówiłem więc w Kółku Rolniczym w Raciechowicach duży ciągnik z pługiem.
Czary mary i już zaorane (było już pierwsze oranie – Orka):
Czarny ugór, z którego gdzieniegdzie przebijały zielone łodygi poległych roślin, stał się bezpiecznym miejscem palenia drzewa i krzewów; tych wykarczowanych w zeszłym roku.
Przez cały tydzień przenosiłem uschnięte drzewo na zaorane pole.
Prace spowalniał upał, strome zbocze (w tym konieczność wynoszenia pod górę kłód i gałęzi z dolnej części drogi) i trawa, która obrosła i uwięziła złożone na poboczu sosny i krzewy.
Pan Jan, dobry człowiek i dobry sąsiad mówi, że mój wysiłek nie jest wart spodziewanego wina…
Myślę jednak, że warto.
I nie chodzi tylko o wino…
Poza tym było przyjemnie.
Paliłem ogniska, które pachniały bukietem drzew i krzewów…
… oraz piekłem kiełbasę:
***
Ziemia jest żywym organizmem, o który należy dbać i podtrzymywać go w dobrym zdrowiu.
Nie można zaszczepić zdrowej winorośli – krzewu życia, w chorej, zaniedbanej ziemi.
Jeszcze trochę, a ziemia będzie zdrowa i żyzna.
Znowu zacznie tętnić życiem, oddychać.