Miało być w Polsce ciepło.
Miała winorośl kwitnąć od Bałtyku aż do Tatr.
I wszystko szło tak dobrze i pięknie, że chyba nie było możliwe, by coś się nie …
Winorośl w zimie i na wiosnę przeszła potrójną próbę mrozu:
1) Duży mróz ostatniej zimy, dochodzący do minus 30 st. Celsjusza;
2) Przymrozki w kwietniu, tuż po krótkotrwałym ociepleniu w marcu, które pobudziło wegetację winorośli;
3) Tradycyjne i spodziewane przymrozki majowe pt. zimni ogrodnicy, czyli św. Pankracy, św. Serwacy i św. Bonifacy, a na koniec zimna Zośka – również święta.
Wszyscy święci, co nie znaczy, że sprzyjający uprawie winorośli w Polsce.
„Pankracy, Serwacy, Bonifacy: źli na ogród chłopacy”, jak słusznie powiada ludowe porzekadło.
Przy okazji, chciałbym przypomnieć zimnym świętym o znaczeniu wina w tradycji chrześcijańskiej.
Z ok. 700 posadzonych krzewów winorośli (500 na poletku właściwym i 200 na zapasowym, eksperymentalnym), mróz przetrwało zaledwie ok. 70 sadzonek.
Dziś przycinałem trawę wokół małych krzewów.
Wszystkich, również tych, które nie przetrwały próby mrozu.
Jest szansa, że winorośl odżyje z korzenia.
Czy się tym wszystkim przejąłem? Trochę tak, ale bardziej nie.
Samo życie: upadki i wzloty.
Działam dalej.
Wszak ok. 70 sadzonek żyje.
Poza tym rośnie w polu wyhodowany przeze mnie krzew.
I jest to powód do radości.